Na dworzec dotarłem o 3.45. Chwilę później zjawił się kolega Piotrek. Poszliśmy kupić bilety. Ku naszemu zaskoczeniu okazało się, że kasy biletowe są zamknięte. Uruchomiono je dopiero po czwartej.
Pociąg do Zubek Białostockich był jedynym składem stojącym o tej porze na dworcu w Białymstoku. Składał się z dwóch wagonów: przedziałówki i bezprzedziałówki oraz lokomotywy SU45 nr 206.
Ruszamy planowo - 4.15. Łącznie z nami, pociągiem jedzie jeszcze z siedmiu pasażerów. Linia biegnie wzdłuż ulicy Poleskiej, mijamy strzeżony przejazd, wjeżdżamy na nasyp, z którego rozciąga nocna panorama osiedla Białostoczek,dalej okazały wiadukcik, przystosowany do dwutorowej linii. Tuż za elektrociepłownią nasyp zanika. Na wysokości wojskowych magazynów stoi krzyż. Postawiony on został na pamiątkę wypadku jaki miał tu miejsce 9.III.1989 roku. Tego dnia wykoleił się w tym miejscu pociąg ze "śmiercionośnym chlorem" jak głosi napis na tablicy pamiątkowej.
Chwilę później mijamy rząd semaforów kształtowych i wjeżdżamy na stację Białystok Fabryczny. Mimo ciemności, z okna widać, zachowany do dzisiaj, żuraw wodny. Na stacji tej nie stoimy długo, nikt nie wsiada, ani nie wysiada. Powoli ruszamy i przejeżdżamy obok składnicy złomu. Stoi tam kilka towarowych wagonów, niektóre już pocięte. Przed budynkiem nastawni pocišg zatrzymuje się. Bierzemy klucz i po około jednej minucie ruszamy w drogę, a chwilę później mkniemy już z prędkością przekraczającą 60 km/h.
Trochę szkoda, że za oknem kompletnie ciemno. Linia kolejowa biegnie cały czas, przez piękne tereny Puszczy Knyszyńskiej.
O godzinie 4.56 jesteśmy w Waliłach. Mamy możliwość oglądania tu ciekawego zajścia. Jeden z pasażerów opuszczających pociąg, kradnie... deskę klozetową.
Dojeżdżamy do Zubek Białostockich. Tutaj nasz osobowy nr.77821 kończy swój bieg. Wysiadamy z pociągu jako jedyni jego pasażerowie. W tym czasie mechanik odczepia lokomotywę, aby za chwilę przerzucić ją na początek składu. Korzystając z chwili czasu wyciągam z plecaka aparat i statyw, robię kilka zdjęć.
Na stacji zostajemy do godziny 5.09, a więc do odjazdu pociągu. Robi się jednak coraz zimniej, rezygnujemy z początkowego projektu (chcieliśmy zaczekać do wschodu słońca), ruszamy w drogę. Idąc w kierunku Białegostoku, docieramy do rzędu siedmiu nieczynnych semaforów świetlnych. Próbujemy liczyć tory - zdaje się, że powyżej 10. Mimo kompletnych ciemności, przypadkiem odnajdujemy kanał rewizyjny. Idziemy dalej, powoli zaczyna już jednak świtać. Wdrapujemy się na skarpę i robimy kilka zdjęć. W tym miejscu tory zaczynają się rozgałęziać.
Postanawiamy odbić trochę z głównego szlaku i przejść się kawałek linią prowadzącą do bocznicy. Już na pierwszy rzut oka widać, że ostatni pociąg musiał przejechać tędy wiele lat temu - nieczynna sygnalizacja i zarośnięte tory. Ponownie wracamy na główny szlak. Przed nami zamknięty semafor (Sr1"stój"), podchodzimy bliżej, okazuje się oczywiście nieczynny.
Mijamy kilka zablokowanych zwrotnic i docieramy do nieczynnego budynku nastawni. Od tego miejsca, aż do Walił linia pozbawiona jest jakichkolwiek odgałęzień. Napotykamy jedynie na "połamane semafory", zardzewiałe tarcze ostrzegawcze, przejazdy z polnymi drogami i przepusty. Od czasu do czasu czasem dziki zwierz przebiega drogę.
Wpołowie drogi docieramy do małej stacyjki Straszewo Białostockie. Budynek już co prawda trochę zdemolowany, jednak jest on dobrym świadectwem świetności tej linii, tzn. czasów kiedy kursowały tędy cztery pary pociągów osobowych (obecnie dwie). W środku znajdujemy: poczekalnię, kasę biletową, piec kaflowy (niestety już rozebrany), a nawet przechowalnię bagażu.
Około półtora kilometra za Straszewem Białostockim mijamy małe gospodarstwo, pozbawione całkowicie elektryczności oraz drogi dojazdowej. Przypomniałem sobie, że z tego typu zabudową spotykałem się kilkakrotnie wędrując wcześniej po Puszczy Knyszyńskiej.
Przed nami most nad rzeką Supraśl. Od tego miejsca do Walił pozostało już tylko około 1,5km. Huk jadących drogą paskudnych tirów, staje się coraz bardziej intensywny.
W Waliłach droga na Bobrowniki (przejście graniczne z Białorusią) praktycznie styka się z linią kolejową. Przechodzimy jeszcze obok ostatniego "połamanego" semafora i przed nami ukazuje się przejazd oraz biały budynek czynnej jeszcze nastawni.
Omiejscowości Waliły-Stacja można śmiało powiedzieć, że jest to miejscowość pachnąca drzewem. Dawniej, w miejscu gdzie teraz stoi stacja paliw, znajdowała się końcowa stacja kolejki leśnej. Wąskotorówka stanowiła podstawowy środek transportu drzewa z puszczy. Obecnie wąskie tory zachowały się tylko na niektórych odcinkach, np. w okolicy miejscowości Kopna Góra k. Sokołdy tj. na trasie Supraśl - Krykni można natknąć się na ukryte w trawie torowiska. Kolej wąskotorowa w tym regionie, została całkowicie wyparta przez transport samochodowy. Stacja Waliły jest miejscem gdzie następuje przeładunek drewna z ciężarówek na wagony kolejowe. Torowiska utrzymane są tutaj w całkiem przyzwoitym stanie - zresztą co ciekawe - tak jak na całej linii. Zachowała się do dnia dzisiejszego mała szopka, w której służba drogowa trzyma ręczną drezynę.
Wędrówkę naszą niestety musimy zakończyć w tym miejscu. Linia kolejowa odbija dalej w las, a najbliższy pociąg jest o 17:38. Decydujemy się na PKS. Na przystanku - pozbawionym rozkładu - spędzamy około 1,5 godziny. Kilkanaście minut przed przyjazdem autobusu zaczynamy prowadzić rozmowę ze starszą kobietą. Wspomina ona czasy, kiedy do Zubek Białostockich jeździły pociągi znacznie częściej.
 
Adrian Tołkacz