Na drugim końcu Mazur... SAMBOROWO - BRZEŹNO MAZURSKIE (TURZA WIELKA)
    Na początek nieco statystyki. Liczącą 50 kilometrów linię oficjalnie otwarto 1 X 1910 roku. Już dziesięć lat później, w wyniku postanowień Traktatu Wersalskiego, nowa granica polsko - niemiecka "skróciła" ją do 40,4 km. W latach II wojny ponownie prowadzono ruch na całym odcinku od Samborowa po Turzę Wielką. Torowisko i elementy infrastruktury kolejowej zostały zdemontowane i wywiezione przez "specjalistów" Krasnoj Armii pomiędzy lutym a majem 1945 roku.
    Jak na Deutsche Reichsbahn przystało, praktycznie wszystkie stacje miały małe nastawnie i po kilka torów z rozjazdami. W nomenklaturze niemieckiej, Samborowo, Dąbrówno i Turza Wielka posiadały status stacji kolejowych 3 klasy, pozostałe były stacjami 4 klasy - za wyjątkiem Turznicy, która była przystankiem (ale dwutorowym z rozjazdami). Spis wszystkich stacji i przystanków kolejowych z kilometrażem:
  • 00,00 *Ostróda ..................................................(Osterode)
  • 09,44 Samborowo ................................(Bergfriede 0,00)
  • 15,62 Turznica ................................ (Theuernitz 6,18)
  • 18,99 Smykówko ....................(Schmuckwalde 9,55)
  • 24,97 Zajączki .........................(Haasenberg 15,53)
  • 30,99 Klonowo ................................(Klonau 21,55)
  • 36,03 Marwałd ...........................(Marwalde 26,59)
  • 42,59 Dąbrówno .........................(Gilgenburg 33,15)
  • 49,88 Brzeźno Mazurskie ................(Bergling 40,44)
  • 55,49 Uzdowo ........................(po stronie polskiej 46,05)
  • 59,54 Turza Wielka ....................(po stronie polskiej 50,10)
*(odległości podane od Ostródy, skąd wyjeżdżały składy do Brzeźna Mazurskiego, w nawiasach niemieckie nazwy miejscowości i przeliczone odległości od Samborowa). Po 1939 roku Uzdowo - Usdau, Turza Wielka - Gross Tauersee.

    W latach 30 i 40 na linii kursowały trzy pary pociągów. Pomiędzy 1920 a 1939 rokiem nie prowadzono ruchu przez granicę pomiędzy Uzdowem i Brzeźnem Mazurskim. Według rozkładu z 1939 roku, wieczorny skład dojeżdżał do Brzeźna i tam "nocował", by rano powrócić do Ostródy. Zapewne sam parowóz odsyłano do Dąbrówna do nawęglenia, nawodnienia i odszlakowania, gdyż tylko tam było odpowiednie zaplecze techniczne. Składy 834 i 831 miały 15 minutowy postój w Samborowie dla skomunikowania z pociągiem do/z Iławy.

ODJAZDY Stacje PRZYJAZDY
Nr pociągu 832 834 836 831 833 835 Nr pociągu
Odjazd 10.11 14.16 21.08 Ostróda 7.07 13.50 18.49 Przyjazd
v 10.23 14.41 21.19 Samborowo 6.43 13.38 18.38 ^
v 10.34 14.51 21.30 Turznica 6.33 13.28 18.28 ^
v 10.41 14.58 21.37 Smykówko 6.26 13.22 18.22 ^
v 10.51 15.09 21.47 Zajączki 6.16 13.12 18.11 ^
v 11.02 15.19 22.00 Klonowo 6.05 13.02 18.00 ^
v 11.11 15.28 22.09 Marwałd 5.56 12.53 17.49 ^
v 11.24 15.45 22.23 Dąbrówno 5.45 12.42 17.37 ^
Przyjazd 11.35 15.57 22.34 Brzeźno Mazurskie 5.32 12.30 17.20 Odjazd

    Po 1939 roku przywrócono ruch na całej linii z 1910 roku. Pociągi dojeżdżały wówczas z/do Działdowa przez węzły w Turzy Wielkiej i Samborowie. Wg Kursbuch'a z 1944 roku, pomiędzy 4:37 a 23:10 wykonywano trzy "kółka" na całej trasie (zapewne tym samym zestawem), zaczynając i kończąc w Działdowie. Podobnie jak przed wojną, niektóre składy miały dłuższe postoje w Samborowie dla skomunikowania ze składami kursującymi po linii Iława-Ostróda. Węzły końcowe omawianej linii - Turzę i Samborowo - wykorzystywano w zasadzie tylko dla ruchu lokalnego. Nie zatrzymywały się na nich żadne pociągi ekspresowe i pośpieszne. Na stacji w Samborowie obowiązywał wówczas poniższy rozkład jazdy:


ODJAZDY                     STACJA  SAMBOROWO                 PRZYJAZDY

 07:05, 14:33, 17:21     TORUŃ    08:41, 14:15, 22:51*
[przez Iławę]
 06:52, 14:15    WYSTRUĆ (ob. Czerniachowsk)  17:21, 20:56 
[przez Ostródę, Olsztyn, Korsze]
 06:52, 08:41, 14:15, 19:24, 22:51*   OLSZTYN   07:05, 11:11*, 14:33, 17:21, 20:56 
[przez Ostródę]
 06:28, 06:52, 08:41, 13:54,       OSTRÓDA     07:05, 08:08, 11:11*, 14:33, 
 14:15, 19:24, 19:35, 22:51*
                                14:58, 17:21, 20:56, 21:23 
.
 07:05, 11:11*, 14:33, 17:21, 20:56     IŁAWA      06:52, 08:41, 14:15, 19:24, 22:51* 
.
 08:10, 14:59, 21:24     DZIAŁDOWO     06:26, 13:52, 19:20 
[przez Dąbrówno, Turzę Wlk.]
 06:52, 14:15, 19:24     KORSZE                17:21, 20:56 
[przez Ostródę, Olsztyn]

*) gwiazdkami oznaczono pociągi kursujące tylko w określone dni

    Po wojnie z całej linii ocalał tylko "polski odcinek" Turza Wielka - Uzdowo. W latach 50 kursowały po nim "wahadłem" dwie pary pociągów osobowych PKP, wyjeżdżających z Działdowa:

ODJAZDY S t a c j e PRZYJAZDY
Nr pociągu 96750 96756 96751 96755 Nr pociągu
Odjazd 5.51 17.18  Uzdowo 5.34 16.39 Przyjazd
Przyjazd 6.03 17.30  Turza Wielka 5.22 16.27 Odjazd
 
Odjazd 6.12 17.42 Turza Wielka 5.14 16.20 Przyjazd
v 6.24 17.54 Burkat 5.03 16.09 ^
Przyjazd 6.36 18.06 Działdowo 4.50 15.56 Odjazd

Planowy ruch pasażerski PKP zawieszono na odcinku do Uzdowa w maju 1962 roku. W związku z rozbudową kopalni piachu i żwiru, w latach 70 przebudowano nawierzchnię (betonowe podkłady, wymiana części torowiska). Bocznica ta prawdopodobnie nigdy nie została wykorzystana do takich przewozów, bo równolegle zbudowano bocznicę od stacji Gralewo do zakładu ZEK pod Rapatami i Grzybinami. Na odcinku toru uzdowskiego, przy stacji Turza Wielka, przetrzymywano wagony przeznaczone do kasacji. "Przewozy" na linii zawieszono oficjalnie w 1993 roku. Likwidacja polegala na zdjęciu szyn i mocowań. Potem do działania przystąpili okoliczni mieszkańcy, pracowicie rozbijając wszystkie podkłady dla odzyskania zbrojenia i łączników. W 2003 roku stan nasypu jest przez to tragiczny - niemal nie da się iść torowiskiem. Dokładne informacje o stacji w Gralewie i bocznicy ZEK oraz o kolejach płd.-zach. części Mazur znajdziecie na stronie Jakuba Picholi http://kolejnamazurach.republika.pl Zdjęcia z okolic stacji Turza Wielka u dołu- w menu "Fotki".


    Zachodni skraj Mazur, które jak (nie-) wiadomo zaczynają się i kończą wzgórzami. Trudno tylko dociec, gdzie jest ten początek a gdzie koniec. Na Szeskich czy na Dylewskich wzgórzach? Prawdziwy miodek przynosi kolejowa przeprawa przez Garb Lubawski, pokonująca ok. 150 metrową różnicę poziomów. Jeśli komuś brakuje czasu, to polecam szczególnie odcinek Zajączki-Dąbrówno. Trasę przez malownicze wzgórza i doliny można tylko porównać do tej - skrajem Puszczy Rominckiej (Gołdap-Żytkiejmy), a i to mam wątpliwości... W drodze na miejsce (oczywiście pociągami osobowymi i z przesiadką - aby tylko dłużej i wolniej!) za oknem wiało początkowo nudą wielkopolskich patelni. Dopiero w rejonie Inowrocławia i Torunia klimaty lekko się poprawiają. Zwłaszcza jak skład jedzie 15 km/h w lasach koło zmilitaryzowanej stacji Chorągiewka! Na sezonowym przystanku Kamionki Jezioro uśmiałem się z typowego zjawiska zamotania w wagonie typu BdhPumn, gdy młodzież biegając górnymi piętrami nie potrafiła znaleźć wyjścia. Zanim odkryli tajemne drzwiczki na dół, dla laika wyglądające jak wejście do WC, skład niestety ruszył :-) Rewizyjna też była bombowa, odczytując każdemu z namaszczeniem docelowa miejscowość z biletu. Brzmiało to niemal jak hamletowskie pytanie... Olsztyn??? Samborowo??? przez Iławę??? Widocznie bardzo ją dziwi, że ktokolwiek jeździ jeszcze pociągami. W lasach pod Iławą czuję już ulubione pruskie klimaty, wszystko jakby bardziej spokojne, regularne. Nie ma to jak w domu!

    Do Samborowa dotarłem w samo południe. Niestety- ze względu na toboły nie zdążyłem nawet sfotografować mojego matczynego składu. Na ławeczce peronowej składam sobie mojego turystycznego BMX'a (urywam śrubę siodełka- cholera zły znak- ale mam na szczęście zapasową) i już mam jechać w trasę gdy... nadciągają chmury i zaczyna lać. Nie tracąc czasu, zwiedzam sobie stacyjkę i peron 1, z którego odchodziły składy do Brzeźna Mazurskiego. Po deszczu ruszam zobaczyć unikatowy Doppelbrücke - kolejowy most obronny na Drwęcy (za przejazdem pierwszą drogą w lewo do rzeki), zbudowany jeszcze pod koniec XIX wieku. Dwie wieże strzeleckie z kopułami artyleryjskimi, połączone podziemnym przejściem-poterną, dobudowano nieco później, ale i tak liczą sobie prawie 100 lat! Mocno zdewastowane i nadal rozbierane na cegłę, szczególnie południowa wygląda tragicznie. Niedawno "eksploratorzy" z Niemiec przy wydatnej pomocy polskich kolaborantów ukradli również te zabytkowe kopuły pancerne... Próżno szukać ich wśród zabytków w przewodnikach turystycznych (a jest w nich np. tutejszy kościół z 1908r.). Na szczęście "oliwa sprawiedliwa" i odpowiedzialny za to urzędnik poleciał w końcu ze stołka. Malownicza Drwęca płynie tu już bardzo szeroko, z hukiem przelewając się przez międzyprzęsłowe jazy.

    Wracam na początek właściwego szlaku... i zdziwienie, bo jest zwrotnica, po nasypie nadal biegną szyny i nawet na betonowych podkładach! Jest też semafor manewrowy, mrugający niebieskim oczkiem Ms 1! Może wrócić do kasy i kupić bilet do Brzeźna Mazurskiego? Nie, nie, to po prostu wykorzystanie dawnego szlaku jako bocznicy do formowania składów zdawczych. Napotykam pierwszy stalowy mostek na dawnej fosie obronnej (otaczającej południową wieżę mostową), z lewej dochodzi drugi tor (bocznica z młyna, lub tartaku). Szyny zarośnięte totalnie chwastami (mokrymi po deszczu brrr), ostatnia zwrotnica i wreszcie pachoł końcowy. Kilka metrów dalej nasyp rozkopany - pewnie z obawy, aby nic nie "wyskoczyło" na ruchliwą (dosłownie i w przenośni) szosę Ostróda-Iława. Za szosą po szlaku biegnie dobra żużlówka. Tu zaczyna się także grunwaldzki szlak turystyczny, niestety tylko na nieciekawym fragmencie SPS-u. Mijam dwa zachowane mostki-kwadraciaki na małych rzeczkach i docieram do lasu. Szlak trafił szlag, bo mieszkańcy rozkopali tu torowisko na kilkusetmetrowym odcinku. Wśród dzikich żwirowni kluczy wąska ścieżko-droga, trudno przejechać nawet rowerem. Z lewej otwiera się śródleśna dolina (pod wysokim nasypem przepust) i tu szlak jest wreszcie przejezdny. Napotykam pierwszy klasyczny wiadukt, spinający łukiem brzegi kolejowego wykopu. Droga stopniowo zanika i w rejonie przystanku Turznica jest już tylko ścieżką. Po przystanku śladów niewiele, brukowy dojazd od asfaltu i zarośnięte krzakami fundamenty. Przy dawnym przejeździe kolejowym rozłożył się sezonowy mini-bar z piwkiem :-) Za asfaltem po nasypie trudno nawet iść na piechotę. Taka makabra trwa około 2 km, potem nieco lepiej. W oddali majaczy już niewyraźnie masyw Dylewskiej Góry. I pomyśleć, że gdyby jej tu nie usypał lodowiec, to stałbym teraz po kolana w Wiśle! Rejon stacji Smykówko bardziej czytelny, ale i tu nic nie przetrwało prócz drogi. Za asfaltem pozostaje już tylko gęsto zarośnięty nasyp (i znowu pada deszcz - tym razem ratuję się survivalową folią 4x4). Z bólem serca objeżdżam 3 km odcinek i wracam na szlak w rejonie Nw. Folwarku. Tutaj pierwszy ledwo czytelny słupek (widać piątkę-23,5 ?). Teren się podnosi, zarośnięty wąwóz torowiska zaczyna przypominać wysypisko śmieci, gruzu i kamieni. Górą przechodzi łukowy wiadukt (z oryginalnymi barierkami!), z którego mieszkańcy zrzucają po prostu śmieci w dół. Tu w dole jest ciemno jak w... (konieczna lampa do zdjęcia). Nieco dalej wąwóz służy za magazyn, stoją tu sągi pociętego drzewa. Szlak przechodzi następnie w coraz wyższy nasyp, mijam kamienne kwadraciaki- wiadukt nad drogą polną i drugi nad szosą w Zajączkach. Wieś leżała tuż przy granicy, biegnącej tu doliną rz. Gizeli (1 km na zachód). Z pobliskich wzgórz polski KOP mógł swobodnie obserwować ruch na stacji. Układ torowiska dość czytelny, ale znów tylko fundamenty i porozrzucane kamienie po budynku. Nawet drogę ktoś rozebrał na kostkę. Dla interesujących się historią podam, że w dolinie Gizeli można zobaczyć duże staropruskie grodzisko (2 km na płd. od wsi), natomiast pod pobliskim Grabowem w 1807 roku 40 tys. armia francuska marszałka Bernadotte poniosła porażkę w bitwie z połączonymi siłami prusko-rosyjskimi.

    Przerwa w trasie, odbijam do Pietrzwałdu na nocleg i do sklepu. Sklep i owszem jest, ale z noclegiem du... (...żo gorzej). Ludzie totalnie nieufni, żadnych agroturystyków czy pokoi, nawet stodoły nie użyczą (ponoć się nie opłaca). Fakt - teren tu nieprzyjazny, to przecież mieszkańcy Pietrzwałdu potopili w 1807 roku we Francuskim Jeziorze 18 napoleońskich żołnierzy (pewnie wyrywali miejscowe dziewczyny na dyskotece). Gdyby nie fatalna pogoda i stopień mojego zawilgocenia rozbiłbym się gdzieś na szlaku. Są tu jakieś opuszczone domy jednorodzinne, więc... :) Całą noc szaleje burza i mega-deszcz, co za syf z tą pogodą i prognozami. Na szczęście rano przestaje padać, humor poprawia mi mój niezawodny termos z gorącą herbatką. Podnosi się mgła i narasta parówka jak w saunie (wyjdą fatalne zdjęcia!). Będąc wśród najwyższego garbu Warmii i Mazur, nie mogę nie postawić nogi na Dylewskiej Górze 312,2 m. n.p.m., ani nie zobaczyć rezerwatu wspomnianego Jeziora Francuskiego. Góra jest niestety oszpecona nadajnikiem TV i nie wyróżnia się specjalnie w terenie. Mgła jest tak gęsta, że nie widać owej wieży TV nawet z 50 metrów, a co dopiero mówić o panoramach krajobrazowych (trzeba będzie się tu "karnąć inną razą"). Od strony wschodniej Góra Dylewska ma dużo ostrzejsze podejścia, dzikie jary i wąwozy ukryte w gęstych lasach. Lawiruje wśród nich karkołomna ścieżka edukacyjna z tablicami info, zapełniona oczywiście tłumem turystów (sztuk 1 - licząc ze mną). To już mój ostatni wschodniopruski "trzechsetnik". Nieco ładniejsze - Szeską i Tatarską Górę zaliczyłem już kilka lat temu. Drogą z Wysokiej Wsi płyną prawdziwe rzeki z nocnych deszczów. Spływam sobie nimi do Pietrzwałdu na śniadankowe "conieco". W Pietrzwałdzie nawiedzam jeszcze zabytkowy, drewniany kościół z początku XVIII wieku. Ukryty jednak wśród starych drzew - nijak nie daje się obejrzeć i sfotografować :-(

    Wracam do Zajączek w rejon stacji. Torowisko pełne błota przechodzi stopniowo w wysoki na kilkanaście metrów nasyp. W lesie, za równolegle biegnącą szosą, znajduje się pięknie odnowiony grobowiec von Zajączkenóff... czy jakoś tam :-) Kawałek dalej nie da się już przejść górą, stoi tu najbardziej zarośnięty i zakrzaczony wiadukt jaki w życiu widziałem! Kończy się las i powala mnie na kolana piękny bieszczadzki widok. Ze wzgórza widać jak ogromny nasyp przecina malowniczą dolinę wsi Glaznoty. Główny punkt programu, pod nogami pojawia się piękny, kamienno-ceglany wiadukt mostowy (dołem przechodzi i droga i strumień). Jeden z największych na Mazurach (pierwsza piątka), architektura to chyba nr 1. Fantastyczne wykończenie i ozdobniki- coś pięknego! Dla mnie to kompletne zaskoczenie, czegoś takiego się nie spodziewałem! Glaznoty, kilka domów na krzyż - a są tu dwa kościoły i kaplica! W dawnym kościele ewangelickim powstaje z inicjatywy m.in. ś.p. Marka Kotańskiego wielowyznaniowy dom modlitw dla zbłąkanch dusz... Istny koniec świata - ale jak pięknie położony! Wokół same góry i górki, skarpy, jary i lasy. Nad kolejną polną drogą jest drugi, mniejszy wiadukt i nareszcie pojawia się porządna droga po nasypie. Torowisko przecina wysokie wzgórze (wykop ze 20 metrów głęboki), z góry rozległe widoczki. Kawałek dalej znów ogromny nasyp (pod spodem długi przepust) przez piękną śródleśną dolinę. Za nią znajdują się dwa, mocno zdewastowane kwadratowe wiadukty nad drogami do Lubstynka i Napromka. W plebiscycie 1920 roku okoliczni mieszkańcy opowiedzieli się przeciw Niemcom, no i wiadukty oraz drogi przestały być potrzebne. Niszczeją sobie tak smutno, zapomniane 80 lat temu. Stąd do dawnej granicy jest tylko kilkaset metrów (na zachód). Mazurzy mieszkający po obu stronach wcale nie uważali jej za granicę, nazywając sarkastycznie "kordonem". Odwrotnie niż na wschodzie, tu - na terenie zachodnich Mazur było dość dużo głosów za Polską. Ciekawe jak potoczyłyby się losy tej kolei, gdyby np. w Glaznotach padło ich 51%? Teren się nieco wyrównuje, na kolejnej leśnej polance stoi piętrowy paśnik "hotelowy" (bo można się na górze przespać). Po łukowym wiadukcie przechodzi górą leśna droga, a zaraz potem tor wychodzi z lasu. Znów widoczki jak w Bieszczadach, widać górę Czubatka- ponoć jest na niej wyciąg narciarski. Za szosą, na odcinku wsi Wygoda, torowisko staje się znów bezdrożem. Nie-Wygody rekompensuje piękna dolina i lasy dookoła. Wreszcie docieram w rejon stacji Klonowo. Pod lasem zachowane i zamieszkane budynki pracowników kolei, a nieco wcześniej znajduję nawet zarośniętą rampę. Po głównym budynku stacyjnym pozostał tylko fundament z zawalonymi piwnicami. Szlak nadal jest tu nieprzejezdny, choć nie tak zarośnięty jak za Zajączkami. Znów nasyp podnosi się do wiaduktu nad szosą... tyle że tu nagle się urywa. Po prostu podczas remontu drogi wyburzono wiadukt i drogę wyprostowano. Pozostało tylko dziwne miejsce, z niepotrzebną już nikomu asfaltową esicą. Odpuszczam sobie dalszy, totalnie zarośnięty nasyp przed Marwałdem. Na odcinku wsi szlak biegnie zakrzaczonym wykopem, a górą przecinają go dwa wiadukty z dorobionymi barierami. W Marwałdzie jest ciekawy barokowy kościół z 1694 roku. W tej miejscowości mieszkał za młodu K.C. Mrongowiusz, syn miejscowego pastora. Zawsze się zastanawiam, czemu Ządzbork-Sensburg nazwano na jego cześć Mrągowem, a nie Mrongowem. Ze wsi biegnie obiecująca brukówka do stacji... a po niej znowu tylko fundamenty.

    PGR Wierzbica unicestwił kolejny wiadukt i kawał wysokiego nasypu (pewnie Bizony się nie mieściły). Szlak lekko lawiruje, aby pokonać dolinę rzeczki Mała Wkra. Piękny widok na ten fragment jest od strony szosy na Dąbrówno. Torowisko zbliża się do niej coraz bardziej. Na przedmieściach ruinki stalowego wiaduktu, za którym torowisko się mocno poszerza- to już teren stacyjny. Jest tu dużo pozostałości: stanowiska pobierania węgla, odnowiona wieża ciśnień, budynek dworca - dziś blok mieszkalny. Jego pierwotny wygląd, a także wiele ciekawych informacji można zobaczyć na stronie internetowej Dąbrówna. Miasteczko (władze?) pięknie zadbało o szlak, jest utwardzona żużlówka-spacerniak po nasypie. Na szlaku wiadukt -tunel pod szosą, most na kanale i mały wiadukt z "koroną". W ogóle fajne klimaty, piękne położenie miedzy jeziorami, resztki murów zamkowych i miejskich, kościół ewangelicki z dawną basztą, stary rynek. Lubię takie zadbane "byłe" miasta, gdzie czas zatrzymał się w miejscu. Sklepy, bary, noclegi, pokoje, kąpieliska, kempingi, dogodna komunikacja PKS... co bym sobie tylko życzył (jaka szkoda, że nie mogłem dotrzeć tu wczoraj!). Już za miejscowością nadal dzielnie służy gospodarzom kolejny wiadukt, a potem przykład myślenia (odmiennie jak w Marwałdzie)... Tu też przebudowano i wyprostowano drogę, ale puszczono ją dołem przed nasypem obok starego wiaduktu, oszczędzając w ten sposób przed zniszczeniem. Brawo Dąbrówno! To unikat na szlaku - niby tylko łukowy betoniak, ale stojący ukośnie nad torowiskiem (jak podobny pod Mrągowem). Po szlaku przez cały czas biegnie polna droga. Dalej jest jeszcze jeden wiadukt i wysoki nasyp przez wielką, otwartą dolinę. Dołem biegnie prostopadle ledwo widoczny rów p.czołg. z 1944 roku, fragment rozbudowy Pozycji Olsztyneckiej "Hohenstein-Stellung". Inną jej pozostałością są tzw. Kochbunkry-studnie i schron z II wojny w pobliżu osady Kalbornia (info od kol. Dariusza Gałązki). Koło jej kolonii (na mapie zazaczono Kalborno), tuż przy dawnych torach, stoi dziwna budowla - coś jakby składy na materiały sypkie. Wygląda to z daleka jak bunkier w Wolfschanze. Droga zamienia mi się pod kołami w ścieżkę i nagle... horror!

    Teraz już wszystko jasne. Omawiałem tę sprawę już wcześniej z kolegą Michałem...otóż od linii Działdowo-Iława (st. Gralewo) odchodzi na północ bocznica. Na jednej mapie dochodzi do Rapat, na innej już pod Grzybiny. Z okien pociągu widać ponoć tylko hałdy piachu i jakieś "przemysły". No to teraz te wszystkie wykopy i hałdy przekroczyły granicę Prus Wschodnich i idą nieuchronnie na północ! Pożerają wszystko, co stanie im na drodze! Mój szlak i nasyp się urwał - diabli wiedzą gdzie był tor, w dole widać automatyczne taśmociągi. Bocznica kolejowa biegnąca z południa od stacji Gralewo kończy się w pobliskich Grzybinach - więcej na stronie http://kolejnamazurach.republika.pl Wokół tylko góry piachu, pył i syf. Zniszczono cały nasyp aż do Brzeźna, po dwóch wiaduktach też nie ma śladu (zasypane? wyburzone?) Docieram struty do wsi i witają mnie takie oto tablice... OLSZTYŃSKIE KOPALNIE SUROWCÓW NATURALNYCH (czy podobnie). Krajobraz wokół Brzeźna jest jeszcze gorszy. Koparki, wywrotki, baraki, ogromne odkrywki - jak leje po wybuchach termonuklearnych, przerażone twarze nielicznych już mieszkańców: POPIOŁY, ZGLISZCZA, SMRÓD I BRUD. Jakimś cudem nie zasypano resztek historii na stacji końcowej Brzeźno Mazurskie. Zapewne przy tym ocalałym peroniku zostawiano wagony i "obganiano" je lokomotywą, aby powrócić składem do Ostródy. Szczątki budynku stacyjnego spoczywają zapewne snem wiecznym pod pryzmą piachu. Za stacją tor przecinał szosę i ostro skręcał na południe. Pewnie był tu po 1920 roku częściowo rozebrany, z obawy przed wjazdem polskich pociągów pancernych. Teoria prawdopodobna o tyle, że na poligonach pod Uzdowem często odbywały się demonstracyjne manewry wojskowe. Sto metrów dalej już Polska, stawiam więc nogę w Ojczyźnie i zawracam jagiełłowym szlakiem na Olsztynek. Rdzewiejący postument kieruje nieomylnie "błędnych rycerzy" na Grunwald... a więc w drogę!


All Rights Reserved ® czyli Wsie Prawa Zaszcziszczieny © 2001-2004. Cezary Markiel. Pomoc i materiały: Michał Kawecki, Piotr Janik, Jakub Pichola http://kolejnamazurach.republika.pl, Piotr Gawrysiak (mapa Reichsbahndirektionbezirk Königsberg). Archiwalne rozkłady jazdy z Kursbuch 1939, 1944, SRJP 1950 tab. 406.
 UWAGA! Prawa autorskie są bardzo proste i bezlitosne! Jeżeli ktoś potraktuje moje zdjęcia jak własne, nieudolnie ukrywając ich autorstwo i pochodzenie, to zostanie "wyprostowany" tak samo jak pewien harcerski "popularyzator" z grodu Przemysława. Zaręczam, że to nie było przyjemne!