Woszczele - Stare Juchy 26.12.1999
Dwudziesty piąty grudnia roku 1999 dobiegał końca. Wykończony kompletnie gastronomicznym ceremoniałem świąt Bożego Narodzenia leniwym ruchem odebrałem telefon. Dzwonił kolega - MK1. Rozmowa była krótka, zaplanowalismy wstępnie, że spotkamy się następnego dnia o 5.00 na dworcu kolejowym.
Nadszedł drugi dzień świąt, wstałem koło 4.00 rano, ubrałem się, zrobiłem herbatę z rumem i wyruszyłem w kierunku dworca. Z kolegą Piotrkiem spotkałem się jak przy kasach biletowych. Kupiliśmy bilety do Ełku, a następnie poszliśmy w kierunku pociągu podstawionego przy peronie pierwszym. Ze znalezieniem wolnego przedziału nie mieliśmy problemów - w końcu komu (o zdrowych zmysłach) chciałoby się włóczyć o tej porze w święta.
Ruszyliśmy planowo 5.30. Za oknami panowały jeszcze piekielne ciemności, a do tego zaczął padać śnieg. Rozłożyliśmy na fotelach nasze "sztabówki" i zaczęliśmy planować trasę pieszej wędrówki. Ustaliliśmy, że przejdziemy odcinek Woszczele - Stare Juchy. Po około półtorej godziny jazdy przez zaśnieżone pola i lasy dotarliśmy do Ełku. Tutaj kupiliśmy bilety do Woszczel. Kolejki przy kasach jak na lekarstwo, w poczekalni dworca kilku podróżnych i przeciągi do towarzystwa. Mieliśmy około godziny czasu, więc trochę pokręciliśmy się w okolicach stacji. Nie obyło się bez zrobienia kilku fotek w tym wspaniałym miejscu pachnącym jeszcze dymem i olejem parowzów.
Z końca peronu dobiegał charakterystyczny odgłos pracy diesla. Słysząc ten dzwięk poszliśmy w pierwszej kolejności z Piotrkiem sprawdzić jaka lokomotywa będzie prowadziła skład, dopiero potem zajeliśmy miejsca w wagonie niczym "przeciętni pasażerowie". "Olsztyńska" SU46 sprawnie ciągnęła pociąg, zwalniając tylko na ostrzejszych łukach. Po kilkunastu minutach dojechaliśmy do małej stacyjki o nazwie Woszczele. Chwilę potem widzieliśmy już tylko oddalający się ostatni wagon naszego pociągu.
Zrobiło się cicho i pusto. W niepozornym budynku stacyjnym paliło się w oknie światło. Trzeba było ruszać w drogę. Ślady na śniegu, zostawione na ścieżce wiodącej przy torach urwały się po około dwóch kilometrach. Po godzinie wędrówki postanowiliśmy zrobić przerwę aby się trochę posilić. Miejsce wydawało się nam szczególnie ciekawe pod względem estetyczno-fotograficznym: ostry łuk, nasyp i drzewa pięknie przyozdobione bialutkim śniegiem. Niestety przez pół godziny nie przejechał ani jeden pociąg, lokomotywa luzem lub nawet drezyna. Szkoda było tracić czas, postanowiliśmy niezwłocznie kontynuować naszą wędrówkę.
Stare Juchy 26.12.1999, SU45-028 z pociągiem Ełk-Warszawa Zach fot. Michał Kawecki.
Kilometr za kilometrem, brnąc po śniegu "połykaliśmy" kolejne kilometry. W pewnym momencie wszechobecną jednolitą paletę dzwięków zdominowaną przez świst wiatru wzbogacił cichutki pomruk mocno wysilonego diesla. Z każdą minutą dzwięk stawał się coraz bardziej wyraźny. Pobiegliśmy za przejazd kolejowy i ustawiliśmy się z aparatami w tzw "dobrych punktach". Stojąc w bezruchu, czułem jak z każdą chwilą robi się coraz zimniej. W zmarzniętych dłoniach trzymałem aparat fotograficzny sprawdzając co chwilę czy działa jeszcze elektronika. Po około 10 minutach dostrzegłem z daleka światła lokomotywy. Napięcie wzrastało z każdą chwilą. Charakterystyczne "dudnienie" stawało się coraz bardziej intensywne, żółte czoło lokomotywy nabrało wyraźnych kształtów. Zaczekałem jeszcze chwilę, do momentu aż pociąg znajdzie wystarczająco blisko. Następnie zgrabiałym z zimna palcem, wyzwoliłem migawkę aparatu. Kilkadziesiąt wagonów ciągniętych przez ST44 przetoczyło się przed moima oczyma ginąc po kilku minutach w czeluściach gęstego lasu.
Czasu nie mieliśmy zbyt wiele, dlatego bez chwili zwłoki ruszyliśmy w dalszą drogę. Na przekór sytuacji mazurski krajobraz odkrywał przed nami swoje najpiękniejsze motywy, które wypadało utrwalić na fotografiach. Koniec końców do Starych Juch dotarliśmy o jakieś piętnaście minut za późno. Udało się zrobić tylko fotkę pociągu - którym mieliśmy wracać - opuszczającego stację.
Analiza rozkładu jazdy nie była z pewnością źródłem optymistycznych wniosków związanych z perspektywą powrotu, który miał nastąpić najwcześniej za sześć godzin. Obejrzeliśmy dokładnie stację, przeczytaliśmy wszystkie ścienne napisy w poczekalni, obfotografowaliśmy parowóz-pomnik Ol49-29, a następnie ruszyliśmy w kierunku miasta w poszukiwaniu przystanku PKS'u. Naturalnie okazało się, że większość kursów w święta jest odwołane. Usiedliśmy na ławce przed kościołem i spokojnie zjedliśmy ostatnie kanapki, które pozostały jeszcze w plecakach. Po godzinie wróciliśmy ponownie na stację kolejową. Mile się zaskoczyliśmy gdy uprzejma pani dyżurna ruchu zaparzyła nam ciepłą herbatę i poczęstowała świątecznym ciastem. Kolejne godziny mijały już w bardzo przyjemnej atmosferze. W końcu jako miłośnicy kolei nie musieliśmy szukać długo wspólnego tematu.Nieubłaganie nadeszła jednak godzina odjazdu. Pociąg nasz wtoczył się w perony stacji Stare Juchy, a kilka godzin później byliśmy już w Białymstoku. Ech...takie święta to się pamięta !
1 Miłośnik Kolei; szczegóły: http://www.kolej.pl/faq/kolejpedia.html
Adrian Tolkacz
pogranicze@fir.pl
http://www.pogranicze.fir.pl
16 Grudzień 2000